Czy Creative Cloud jest komuś do szczęścia potrzebna?

Ostatnio w sieci pojawiło się sporo gorących dyskusji dotyczących nowej polityki licencyjnej Adobe. Pozwolicie, że dorzucę moje trzy grosze do całej tej wrzawy. Dlaczego? Ano dlatego, że sprawa dotyczy oprogramowania powszechnie wykorzystywanego przez fotografów, również przeze mnie. Adobe pod niebiosa wychwala zalety CC (Creative Cloud) opisując ją jako zupełnie nową jakość pracy, nowe, kreatywne narzędzia, zaawansowane możliwości pracy grupowej, przestrzeń dyskową dostępną w chmurze, zawsze aktualne oprogramowanie oraz pełną zgodność plików, czcionek itd. To wszystko prawda, ale to tylko jedna strona korporacyjno-marketingowego entuzjazmu. Wszystko byłoby w porządku gdyby nie nowy model licencyjny oprogramowania Adobe. Firma oświadczyła bowiem, że odtąd oprogramowanie znane wcześniej jako Creative Suite, a teraz Creative Cloud, oprócz tych wszystkich kłębiasto-strzępiastych technologii będzie dostępne wyłącznie na zasadzie subskrypcji. Tłumacząc to łopatologicznie, wygląda to tak, że do tej pory Kowalski, Smith czy inny Schmidt kupując płytę z licencją np. Photoshopa instalował ją sobie na swoim komputerze i używał choćby do śmierci. Teraz chcąc używać najnowszego oprogramowania Adobe powyższa osoba będzie musiała opłacać comiesięczny „abonament” aby móc z niego korzystać. Pomysł sam w sobie o tyle jest ciekawy, że np. w przypadku pracy nad jakimś projektem komercyjnym możemy wykupić licencję na jakiś program, dajmy na to na 3 miesiące, robimy swoje, program nie jest już nam potrzebny, w sumie płacimy ułamek kwoty jaką musielibyśmy uiścić w przypadku zakupienia pudełkowej wersji. Jeśli korzystamy z danego programu sporadycznie takie rozwiązanie ma sens, dostajemy najnowszą wersję i korzystamy z niej wtedy gdy jest potrzebna. Szkopuł w tym, że oprócz subskrypcji Adobe nie zamierza sprzedawać oprogramowania na zasadach obowiązujących do tej pory czyli ktoś używający często np. Photoshopa będzie zmuszony do comiesięcznego płacenia za możliwość korzystania z programu. Aby utrzymać subskrypcję należy mieć dostęp do sieci, a program będzie raz w miesiącu sprawdzał czy dany użytkownik może z niego korzystać. Cenę miesięcznej subskrypcji Adobe dla pojedynczego programu ustaliło na ok 25 euro (w USA 20$- zawsze mnie zastanawia ta różnica cenowa pomiędzy USA i Europą). Ale do rzeczy, policzmy, 25 euro miesięcznie to ok 100 zł, czyli 1200 rocznie, wychodzi na to, że po nieco ponad 2 latach za cenę subskrypcji moglibyśmy kupić wersję tradycyjną. Wygląda na to, że księgowi z Adobe byliby zadowoleni gdyby każdy użytkownik wymieniał oprogramowanie średnio co dwa lata.
A jak to wygląda w praktyce? Osobiście posiadam PSa w wersji CS2 i jestem z niego bardzo zadowolony, w pracy używam CS 5.5 i poza drobiazgami nie widzę dużej różnicy. Owszem jest kilka narzędzi znacznie ułatwiających pracę, na sprzęcie o odpowiedniej konfiguracji (karta grafiki z CUDA) odczuwalne jest przyspieszenie pracy programu, ale nie ma w nim nic, czego nie dałoby się wykonać w starszej wersji, wcale nie dużo większym nakładem czasu. O jakości pracy nie decyduje w końcu taki, czy inny magiczny filterek, ale użytkownik, jego doświadczenie i wyobraźnia. Znam wielu użytkowników, którzy nie mają ciśnienia na posiadanie najnowszej wersji. Piszę tutaj głównie o użytkownikach indywidualnych, w przypadku większych firm sprawa wygląda trochę inaczej, gdy w projekt zaangażowany jest duży zespół ludzi, terminy gonią i księgowi tną koszty wtedy każda chwila zaoszczędzona dzięki nowszemu oprogramowaniu przekłada się na realne pieniądze. Nie piszę jednak tutaj o wielkich firmach, dla nich nowa polityka Adobe może mieć sens, ale co ma począć przeciętny fotograf? Nie dano mu możliwości wyboru i to jest to, co wkurza mnie okrutnie.
Adobe przez długi czas tworzyło oprogramowanie na tyle dobre, że stało się standardem w branży. Od jakiegoś jednak czasu odnoszę wrażenie, że firma stara się nakłonić użytkowników do przejścia na coraz to nowsze wersje koncentrując się na dodaniu jakiegoś spektakularnego narzędzia (choćby ostatnio narzędzie pomagające uratować poruszone fotografie), a całą resztę niewiele zmieniając. Trochę przesadzam oczywiście, na przestrzeni lat pojawiło się wiele drobnych usprawnień, ale chcę w ten sposób powiedzieć, że ogólnie oprogramowanie jest na tyle dopracowane, iż taki czy inny wodotrysk nie sprawi masowej migracji na nowy produkt. Dawniej, gdy nowe wersje pojawiały się znacznie rzadziej przesiadka na nowszą prawie zawsze przynosiła jakąś znaczącą zmianę. Dzisiaj firmy softwarowe mają ambicję robienia corocznych upgrade’ów. Jeśli ktoś ma wątpliwości o co tutaj chodzi to odpowiedź jest standardowa i w tym przypadku doskonale się sprawdza – jeśli nie wiadomo o co chodzi to… (wiadomo o co chodzi) 😉
Tak więc zmianę polityki licencyjnej Adobe uważam za typowy korporacyjny skok na kasę. Próbę uzależnienia finansowego swoich klientów wykorzystując fakt, że de facto oprogramowanie stało się branżowym standardem i wiele osób nie ma w zasadzie alternatywy.

Martwi mnie w tym wszystkim jeszcze jedna rzecz. Posunięcie Adobe otwiera tak na prawdę furtkę innym firmom. Już mamy MS Office 365, działający na tej samej zasadzie, a w przyszłości kto wie co nas czeka. Możliwość, że na zasadzie subskrypcji, bez możliwości wyboru, będziemy używać systemów operacyjnych, przeglądarek, odtwarzaczy multimedialnych (ze ściąganymi automatycznie tantiemami dla wytwórni), i wszelkiego innego software’u wydaje się nieco przerażająca. Mam nadzieję, że klienci Adobe staną murem przeciwko nowej polityce licencyjnej. Firma mimo wszystko wielokrotnie pokazała, że potrafi słuchać użytkowników, może tym razem będzie podobnie. Znając jednak reguły obowiązujące w tym korporacyjnym świecie, gdzie ludzka chciwość nie posiada żadnego ogranicznika jestem pełen obaw co do przyszłości, która nas czeka.

Czy zatem pozostaje jakaś alternatywa np. w postaci wolnego oprogramowania? I tak i nie. Dla zawodowców nie widzę tutaj wyjścia, raczej skazani są (poza nielicznymi wyjątkami) na komercyjne oprogramowanie. Amatorzy i użytkownicy domowi mają trochę lepiej, takie programy jak GIMP, Blender, Open Office, Linuksy, Inkscape i cała masa innego oprogramowania może stanowić poważną alternatywę. Niestety często wymaga to zmiany przyzwyczajeń i umiejętności radzenia sobie z rozwiązywaniem pewnych problemów, co z kolei dla większości jest progiem trudnym do przekroczenia.

Podsumowując bardzo szanuję Adobe za naprawdę świetne oprogramowanie, sam go używam, ale ostatnie posunięcia to moim zdaniem chęć sięgnięcia do portfeli użytkowników w bardzo bezczelny sposób. Cały natomiast hurraoptymizm towarzyszący kampanii marketingowej to mydlenie oczu mające na celu ukrycie faktycznych powodów takiego postępowania.

No i tyle, co miałem do powiedzenia. Oczywiście jest to moja wysoce subiektywna opinia, spisywana na gorąco i pod wpływem chwili, proszę zatem nie bierzcie jej na 100% serio. Zapraszam zatem do komentowania i dzielenia się własnymi przemyśleniami.

10 thoughts on “Czy Creative Cloud jest komuś do szczęścia potrzebna?

  1. Jarku, w tym temacie mam zdanie odmienne niż Twoje. Zaznaczam jednocześnie, że z firmą Adobe nie mam nic wspólnego ani też nie jestem użytkownikiem licencji ich programów graficznych. Otóż Adobe jest firmą komercyjną, a celem działalności firm komercyjnych jest osiąganie zysku. Dlatego pewnie zmiana sposobu licencjonowania Adobe ma się przełożyć na zwiększenie zysków producenta oprogramowania. Ty nazywasz ten krok „skokiem na kasę”, a dla Adobe być może jest to „nowoczesne podejście do klienta”. Przypuszczam, że krok Adobe jest skierowany przede wszystkim w stronę
    użytkowników codziennie pracujących na ich oprogramowaniu, a nie
    korzystających z niego sporadycznie. Moim zdaniem nie ma się co obawiać, że firmy, dla których oprogramowanie Adobe jest podstawowym narzędziem pracy wpadną w czarną rozpacz. 25 euro miesięcznej opłaty za licencję nie jest kwotą nie do przeskoczenia, nawet w takich krajach jak Polska. Zwłaszcza, że można te 25 euro wrzucić w koszty. Dla niektórych firm zyskiem będzie to, że na bieżąco oprogramowanie będzie aktualizowane. Oraz fakt, że nie trzeba będzie wydawać od razu kwoty około 3.000 zł  – firmy mają możliwość opłacania licencji niejako w „ratach”. Nie mówiąc już o tym, że wykupienia licencji na okres kilku miesięcy (dodatkowe licencje na czas spiętrzenia pracy) też może być postrzegane przez niektóre firmy graficzne jako zaleta nowej formy licencjonowania. Sądzę więc, że burzy z tego powodu na rynku profesjonalnego oprogramowania graficznego będzie. Jestem ponadto przekonany, że analitycy Adobe doskonale sobie zdają sprawę, iż znajdą się również osoby niezadowolone z nowego sposobu licencjonowania. Część z nich w ramach protestu pozostanie przy starych wersjach oprogramowania, być może najbardziej wkurzeni znajdą sobie alternatywę: inne oprogramowanie komercyjne lub też zaakceptują niedoskonałości open source’a. Przypuszczalnie będzie to na tyle marginalny odsetek użytkowników oprogramowania Adobe, że potentat nie będzie sobie nimi zawracał głowy. 🙂

    1. Zasadniczo masz rację, ale głównym powodem mojego wkurzenia jest nie sama forma licencjonowania, ale właśnie jej nieuchronność i brak możliwości wyboru. Nie zauważyłeś, że mimo pozornej różnorodności tak na prawdę oferuje się nam coraz bardziej zunifikowane produkty i ogranicza możliwość wyboru? Uważam, że to jest wynikiem panującego w świecie korporacyjnego kultu zysku. Dotyczy to nie tylko oprogramowania, na wiele sposobów zmusza się klientów do wydawania pieniędzy. Masz rację, firmy sobie poradzą i zaakceptują, pisałem o tym, ale zdziwiłbyś się ilu indywidualnych użytkowników używa np. Photoshopa i nie mówię tu o pirackich kopiach. Przyszła mi jeszcze do głowy jedna myśl: Czy firma „zapewniwszy” sobie w ten sposób klientów nie oleje dalszego rozwoju oprogramowania. Wiem, konkurencja nie śpi, ale właściwie jaka konkurencja? Dla Adobe nie widzę w tej chwili alternatywy i z ich strony jest to typowe posunięcie monopolisty.Dziękuję za takie „nowoczesne podejście do klienta”, pozostaję przy CS2, która w 100% pokrywa moje potrzeby.

      1. Nie zgodzę się z Tobą Jarku, że nie ma wyboru. Zawsze jest wybór, o czym pisałem: przystanie na nowe warunki licencyjne Adobe, pozostanie przy starszej wersji, oprogramowanie konkurencyjne, darmowe oprogramowanie. To, co określasz jako „brak możliwości wyboru” to tak naprawdę zwyczajne ludzkie przyzwyczajenie się do czegoś. A – jak mówi przysłowie – przyzwyczajenie to druga natura człowieka. Dlatego ciężko je zmienić. 😉 Faktem natomiast jest, że firmy, może nie monopolistyczne – ale dominujące w jakiejś dziedzinie, starają się wykorzystać przywiązanie klientów do ich do marki. Często bywa tak, że dominant/potentat rynkowy wprost gra na chciwości lub wręcz głupocie swoich klientów wmawiając im, że tylko najnowszy produkt może – jak to się ładnie w marketingu mówi – zaspokoić ich potrzeby. Bo poprzedni produkt nie jest już odpowiednio wydajny, a poza tym nie jest już cool i trendy. I stąd wiele osób bezkrytycznie pozbywa się pełnowartościowych urządzeń czy licencji, płacą krocie za nowości tylko po to, żeby pobudować własne ego. Klasycznym przykładem jest telefonia komórkowa, znam wiele osób dla których wymiana telefonu co dwa lata to wręcz życiowa konieczność. Uważam natomiast za bardzo pozytywne to, iż coraz więcej osób zaczyna wykazywać się logiką i przed zakupem zadaje sobie pytanie: czy nowe jest rzeczywiście lepsze od starego i czy jest mi ono koniecznie potrzebne? A może to, co mam – mimo, iż stare i niemodne – w zupełności mi wystarczy? Bardzo interesujące będzie to, jak zareaguje rynek oprogramowania graficznego na zmiany sposobu licencjonowania Adobe. I tutaj posłużę się przykładem – kilka lat temu niekwestionowanym liderem rynku aparatów GSM była Nokia. Było to rynku GSM oczywiste. Jak jest dzisiaj? Można dowiedzieć się na przykład tutaj: http://www.purepc.pl/urzadzenia_mobilne/wyniki_sprzedazy_telefonow_komorkowych_w_2012_roku Być może za kilka lat przeczytamy artykuł o treści: „liderem rynku oprogramowania do obróbki graficznej jest firma XXX z udziałem 34%, tuż za nią plasuje się YYY tracąc do XXX 5%, trzecią pozycję zajmuje PS, który zanotował w odniesieniu do poprzedniego roku spadek udziału o kolejne 7%”. 😉 

        1. Nie wiem co zrobi dalej Adobe, ale do tej pory tak było, że po wejściu nowej wersji stare wersje były bardzo szybko wycofywane. Firma zamiast zachęcić do kupienia starszych produktów, szybko wycofywała je z rynku. Myślę, że i tym razem tak będzie, więc jeśli ktoś ma starsze wersje i jest z nich zadowolony to OK. Jeśli natomiast ktoś chce pierwszy raz nabyć nowy produkt z nowym rodzajem licencji nie mając do wyboru starszego, ze starym modelem licencji to nadal nie mamy wyboru. Tak, czy siak uważam, że jesteśmy nabijani w butelkę. Produkty konkurencji niestety niemal nie istnieją, wyjątkiem, moim zdaniem jest Corel Photo Paint (i inne programy Corela), z tym, że jak pisałeś wymaga to zmiany przyzwyczajeń, nauki oprogramowania i pozostaje kwestia kompatybilności plików (co w przypadku wymiany pomiędzy różnymi programami często jest bardzo kłopotliwe).

  2. Jeszcze kilka słów na temat standardów. Kiedyś standardowym systemem operacyjnym na PC-ty był DOS, teraz jest jest nim Windows. Kiedyś standardem było, że wyjeżdżając do Niemiec trzeba było mieć paszport, dzisiaj standardowym dokumentem uprawniającym do przekroczenia naszej zachodniej granicy jest dowód osobisty. Zmierzam do tego, że standardy również się zmieniają. Może za kilka lat ktoś wymyśli lepszy sposób obróbki graficznej (może nawet opatentuje), stworzy profesjonalne narzędzie, przy którym PS będzie wyglądał jak dzisiaj przy PS wygląda Paint. 😉

  3. Ja natomiast zgodzę się z Jarkiem jest to tylko wyciąganie pieniędzy od przeciętnego użytkownika. Np. niedawno zakupiłem oprogramowanie Microsoft -u z licencją na 3 komputery. Oprogramowanie można wgrać tylko 60 razy. Co daje 20 instalacji na komputer. Osobiście uważam to za skandal.Może jeden program jako subskrypcja to nie jest problem, ale  za kilka, kilkanaście lat wszystkie programy będą na takiej zasadzie. załóżmy że miesięczny abonament to 100. Standardowo potrzebujemy 5 programów: system operacyjny, antywirus, przeglądarka, jakiś program do pisania i odtwarzacz multimediów. Wtedy koszt samego oprogramowania to 500zł +internet jakieś 50-100 zł i prąd 20-30 zł miesięcznie. Wątpię czy ktokolwiek z nas może tak nagle wyskrobać kilka stów w swoim domowym budżecie, więc za kilka lat komputer pewnie znów będzie luksusem tak jak było 15-20 lat temu 

    1. Możliwe, że czeka nas np. taki scenariusz opisany pod TYM LINKIEM Mam jednak nadzieję, że to nie nastąpi. Sztuka być może wyprzedza rzeczywistość, jak w znakomitej powieści Paolo Bacigalupiego i zbiorze opowiadań „Pompa numer 6 , Nakręcana dziewczyna” Radzę poczytać, od razu człowiek ma ochotę poprotestować np. przeciwko GMO, które jest nota bene jednym z przejawów podobnego typu myślenia.

      1. Oby  udało się tego uniknąć, zawsze jednak powstaną zastępcze środki (podobne programy), które będą tańsze, bo pewnie zaniknie wtedy GNU GPL, lub freeware. 

  4. Andrew, nie podchodź tak pesymistycznie do życia. 🙂 Życie pisze takie scenariusze, których nie sposób byłoby przewidzieć kilka czy kilkanaście lat wcześniej. Zwłaszcza w sferze biznesu i tempa rozwoju nowoczesnych technologii. Jeśli po kroku Adobe pojawi się na rynku „pustka” (grupa klientów, która świadomie zrezygnuje z używania programów Adobe i gotowa jest stawić czoło niedogodnościom zwianym ze zmianą oprogramowania na inne), to gwarantuję Ci – pojawi lub wyrośnie się na rynku gracz, który postawi sobie za cel „zagospodarowanie” tych osób oferując im lepszych warunki, niż Adobe (cena, warunki licencji, funkcjonalność). Znanych jest wiele takich przypadków, kiedy zbyt duża pewność i nonszalancja w traktowaniu klientów okazała się finalnie „strzeleniem sobie w kolano”. Liczenie przez Ciebie Andrew kosztów „użytkowania” za kilka lat komputerów z niezbędnymi licencjami oprogramowania przypomina mi prognozę dziennikarzy „Timesa” z 1894 roku, którzy twierdzili, iż w 1950 roku w wyniku rozwoju komunikacji miejskiej większość ulic Londynu zostanie pokryta warstwą łajna końskiego o grubości około trzech metrów. 🙂

  5. No i chyba wychodzi na moje. Hakerom potrzeba było „aż” jednego dnia aby złamać zabezpieczenia nowego Photoshopa CC. Tak więc gadki Adobe, że nowy typ licencji zapobiegnie piraceniu ich oprogramowania można sobie w buty włożyć. Jak zwykle po tyłku dostaną ci, którzy postępują uczciwie. Potwierdza to tylko moje przypuszczenia, że chodzi wyłącznie o kasę. Swoją drogą Microsoft ze swoją drakońską i restrykcyjną licencją na nowego Xboxa już zmieniło nastawienie i nagle okazuje się, że można łagodniej w stosunku do klientów, a nie tylko batem ich traktować 😉 Chyba prościej byłoby obniżyć cenę oprogramowania, różnicując zarazem typy licencji na domową i profesjonalną. Gdy Adobe obniżyło o ponad połowę cenę Lightrooma nagle przybyło im całkiem sporo legalnych użytkowników. Myślę, że tutaj sprawa wygląda podobnie jak z podatkami – patrz krzywa Laffera.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *