Keep up a fire

Dzisiaj zapuścimy się w trochę niebezpieczne rejony fotografii. Pobawimy się wspólnie ogniem :). Jest coś atawistycznego w tym żywiole, płomienie hipnotyzują, dają poczucie bezpieczeństwa, a zarazem potrafią zdziałać wiele złego. Jednocześnie ogień potrafi być niezwykle fotogeniczny. Opowiem Wam o kilku moich próbach okiełznania tego żywiołu z fotograficznego punktu widzenia.

Zacznijmy od kilku oczywistych zasad bezpieczeństwa. Wszyscy dobrze wiemy co ogień potrafi zdziałać, nie każdy zdaje sobie jednak sprawę jak łatwo potrafi wyrwać się spod kontroli i jak trudno go potem opanować. Zaznaczam więc, że wszelkie zabawy tego typu należy wykonywać z ogromną ostrożnością, z dala od łatwopalnych przedmiotów, nie zaszkodzi również mieć pod ręką podręcznej gaśnicy. Fotografia powyżej (oraz pozostałe) powstała w miejscu przeznaczonych do rozbiórki budynków magazynowych. Większość materiałów to beton i metal, niebezpieczeństwo przypadkowego podpalenia było więc niewielkie. Do ujęcia wykorzystałem lampę błyskową oraz denaturat, który ma tę zaletę, że pali się spokojnym płomieniem, gdy go podpalić to zapala się stosunkowo powoli i płonie przez dobrą chwilę. Na stalowe drzwi wylałem denaturat, który ściekając na dół utworzył dwie smugi. Podpaliłem je i w trakcie naświetlania błysnąłem lampą rejestrując swoja sylwetkę – ISO 100, F8, 30 s (hehe, ostatnio mógłbym mieć w aparacie wyłącznie dostępny czas 30 s 🙂 )

Drugie zdjęcie powstało w analogiczny sposób, jedyną modyfikacją było wykorzystanie LEDowej latarki z przyklejoną do reflektora rureczką zrobioną z czerwonej folii samoprzylepnej aby światło przefiltrowane przez nią utworzyło coś na kształt płomienia. Lampę przymocowałem do swoich pleców za pomocą długiej gumki i wyzwalałem ją radiowo za pomocą pilota trzymanego w dłoni, było to ważne ponieważ płomienie dawały na tyle dużo światła, że gdybym się ruszał zbyt wiele na zdjęciu wyszłyby „duszki”.

Parametry: ISO 100, F8, 30 s 🙂

 

 

Teraz kilka słów o ciekawej technice wytwarzania efektów świetlnych. Na zdjęciu przedstawiam domowej roboty przyrząd do wytwarzania iskier. Składa się z metalowej ubijaczki kuchennej, stalowej linki i karabińczyka na klucze. Iskry wytwarza stalowa wełna, którą można kupić w składach budowlanych, ważne aby była o odpowiedniej gradacji – najlepiej nadają się te o gradacjach  zerowych (0, 00, 000 oraz 0000) – ja używam 00 (ta akurat była dostępna w sklepie). Wełnę trochę rozciągamy palcami aby była bardziej puszysta i upychamy pomiędzy druty ubijaczki. Wełnę zapalamy zwykłą zapalniczką albo przykładamy na sekundę baterię 9V i gdy wełna zacznie się żarzyć zaczynamy kręcić kółka całym tym przyrządem. Ważne jest znów zachowanie szczególnej ostrożności ponieważ temperatura iskier jest naprawdę spora, są to w końcu roztopione krople metalu. Warto ubrać czapkę z daszkiem na głowę, skórzane rękawice, okulary ochronne i pamiętać o tym, że iskry potrafią lecieć na odległość ponad 20 m i mogą spowodować pożar. Trzeba nabrać trochę wprawy, aby nauczyć się operować tą zabawką. Końcowy efekt zależy od takich czynników jak prędkość kręcenia, gradacja użytej wełny, wartość ustawionej przysłony (im większa tym iskry będą cieńsze i mniej widoczne). Ciekawe efekty uzyskujemy gdy iskry odbijają się od różnych przedmiotów oraz wtedy gdy okrąg utworzony przez obracający się przyrząd nie jest widoczny w kadrze (np. gdy schowamy się za czymś. Poniżej prezentuję kilka zdjęć wykonanych tą techniką. Bardzo ciekawy filmik, na którym ta technika jest bardzo dobrze zilustrowana znajduje się TUTAJ. Życzę udanych ujęć.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *