Czy chińszczyzna to tandeta?

Witam wszystkich serdecznie w nowym roku. W dzisiejszym wpisie pobawię się nieco w onanistę sprzętowego.  Wpadła w moje łapska lampa błyskowa Yongnuo YN-560, która jak sama nazwa wskazuje pochodzi z rodzinnego kraju towarzysza Mao. Jest to całkowicie manualna lampa, pasująca do wszystkich aparatów wyposażonych w gorącą stopkę (jest również dostępna w wersji ze stopką Sony). Co więcej, lampa posiada gniazdo synchronizacyjne PC, które umożliwia synchronizację błysku wyzwalaczami radiowymi nie wyposażonymi w stopkę. Co jeszcze? Obok gniazda PC znajduje się gniazdo służące do podłączenia batterypacka znacznie wydłużającego czas pracy lampy. Obudowa YN-560 do złudzenia przypomina canonowską  580 EX, gniazdo zewnętrznego zasilania również wykonane jest w standardzie Canona. Rozkład przycisków na tylnym panelu bardzo przypomina ten z lampy Canon  430 EX.

Pierwsze wrażenia

W pudełku oprócz samej lampy i instrukcji obsługi dostajemy podstawkę pod lampę oraz miękkie etui chroniące lampę przed uszkodzeniami. Teraz kilka słów na temat konstrukcji mechanicznej samej lampy.

Pierwsza rzecz, na którą zwracamy uwagę po wyjęciu lampy z pudełka to wysoka jakość materiałów użytych do jej budowy. Plastik wygląda na bardzo solidny, bez niedoróbek, nadlewek, niejednorodnej struktury. Przypominające gumę tworzywo na głowicy palnika jest bardzo przyjemne w dotyku, przyciski pracują miękko i pewnie, gumowa osłona gniazd PC i zasilającego spasowana jest dokładnie. Pokrywa komory baterii jest solidna i pewnie wskakuje na swoje miejsce. Poza tym YN dysponuje solidną, metalową stopką, wyposażoną w blokadę w postaci metalowego bolca wysuwającego się podczas dokręcania pokrętła blokady lampy. Lampa przy wszystkich manipulacjach w postaci zmiany kąta głowicy palnika, naciskania przycisków, otwierania i zamykania komory baterii nie wydaje żadnych nieprzyjemnych dźwięków, takich jak trzeszczenie, skrzypienie itp. Świadczy to o dokładnym wykonaniu i spasowaniu wszystkich elementów, a także o właściwym dobraniu materiałów, które nie wchodzą ze sobą w jakieś przypadkowe interakcje. Tak więc jeśli chodzi o wykonanie mechaniczne – duży plus.

Możliwości

Teraz kilka słów o możliwościach lampy. Jest to produkt zrobiony głównie z myślą o wymagających miłośnikach strobingu, tak więc nie znajdziemy tutaj żadnych automatycznych funkcji (oprócz jednej, ale o tym za chwilę). W zamian za to YN-560 dysponuje wszystkimi  funkcjami jakie strobista może sobie wymarzyć. Podstawowa sprawa to liczba przewodnia, która według producenta wynosi 58 (tak, pięćdziesiąt osiem!) dla ISO 100 i ogniskowej 105 mm. Jest to więc bardzo mocna lampa niczym nie ustępująca takim tuzom jak Canon 580 EX czy Nikon SB-900. Druga, ważna cecha to czas ładowania lampy, producent deklaruje 3 s od pełnej mocy błysku i jest to prawda, przy zasilaniu akumulatorami Sanyo Eneloop uzyskiwałem właśnie taki czas raz za razem. Na tym polu Yongnuo bije na głowę wszystkich markowych producentów. Następna sprawa to podział mocy błysku, YN-560 dysponuje ośmioma poziomami ustawień mocy: full, 1/2, 1/4, 1/8, 1/16, 1/32, 1/64 oraz 1/128 dodatkowo umożliwia ustawienie poziomów pośrednich co 1/7 EV, co daje nam aż 57 ustawień poziomów mocy ! Głowicę lampy możemy przekręcać niezależnie w dwóch płaszczyznach, co w praktyce pozwala skierować światło w dowolne miejsce. Palnik lampy posiada wbudowany silnik, którym możemy regulować kąt świecenia pokrywający kąt widzenia obiektywów od 24mm do 105 mm.

Lampa posiada wbudowany dyfuzor, który możemy wysunąć i nałożyć na palnik lampy – lampa pokrywa wtedy kąt widzenia obiektywu 18 mm, jak również wysuwany biały odbłyśnik, który kieruje część błysku w stronę fotografowanego obiektu, gdy palnik mamy skierowany pionowo w górę. Bardzo istotną i w przypadku tej lampy niezwykle użyteczną rzeczą jest wbudowana fotocela, pracująca w trybie synchronizacji na pierwszy błysk (S1) oraz z pominięciem przedbłysków pomiarowych (S2). Daje nam to możliwość odpalenia lampy z wykorzystaniem wbudowanej w aparat, lub też innej, sterowanej radiowo, przy wykorzystaniu tylko jednego odbiornika. Zapewniam, że fotocela charakteryzuje się bardzo wysoką czułością i niezawodnością.
Jak już wcześniej pisałem lampa posiada złącze synchronizacyjne PC oraz gniazdo zewnętrznego zasilania, rzeczy bardzo istotne dla ambitnego strobisty. W ofercie Yongnuo znajduje się batterypack, który możemy zastosować do tej lampy, za cenę stanowiącą ułamek kwoty, którą musielibyśmy uiścić za produkt firmy na N lub na C.

Yongnuo posiada ciekawą funkcję jaką jest sygnalizacja dźwiękowa. Po jej włączeniu lampa sygnalizuje nam gotowość do działania – ułatwia to pracę gdyż nie musimy patrzeć na lampę aby zobaczyć, czy jest już naładowana. Kilkusekundowe przytrzymanie przycisku sygnalizacji dźwiękowej włącza funkcję oszczędzania energii, wtedy po pewnym czasie lampa przechodzi w tryb standby. Do pełni szczęścia należy jeszcze dodać zabezpieczenie termiczne, które zapobiega przegrzaniu się palnika przy serii pełnych błysków i tym samym uszkodzeniu lampy.

Obsługa

Praca z YN-560 jest bardzo prosta. Zestaw przycisków w formie podzielonego na 4 części koła służy do ustawiania mocy błysku: przyciski „prawo” i „lewo” zwiększają lub zmniejszają moc błysku co 1 EV natomiast „góra” i „dół” zmieniają precyzyjnie co 1/7 EV. Jedyne do czego można się przyczepić to nieco zagmatwany sposób wyświetlania pośrednich mocy błysku. Za ustawienie zooma głowicy lampy odpowiadają dwa przyciski „+”  i”-„. Przyciskiem”mode” ustawiamy tryb pracy lampy M|S1|S2 czyli wyzwalanie manualne lub oba tryby SLAVE (fotocela). Przycisk z nutką włącza i wyłącza sygnalizację dźwiękową, a jego dłuższe przytrzymanie powoduje przejście do trybu oszczędzania energii. Wspomnieć należy jeszcze o przycisku ON/OFF oraz przycisku PILOT, który służy do ręcznego wymuszenia błysku, a jednocześnie jest wskaźnikiem naładowania lampy. Pierwsze zdjęcie pokazuje wskazanie mocy ustawionej na full (świecą wszystkie LEDy), drugie pokazuje ustawienie zooma palnika na 80 mm. Zainteresowanych szczegółową instrukcją obsługi odsyłam TUTAJ (polskie tłumaczenie TUTAJ).

Podsumowanie

Moim skromnym zdaniem towarzyszom z Chin udało się dokonać rzeczy co najmniej zasługującej na uwagę (jeśli nie na uznanie).  Skonstruowali sprzęt posiadający wysoce użytkowe walory, skierowany do specyficznego, a zarazem wymagającego odbiorcy (fani strobingu), solidnie wykonany, a przy tym niedrogi (cena w Polsce oscyluje w okolicach 300 PLN). Jedyny sprzęt, do którego można YN-560 porównać to amerykańska LumoPro LP160  nie oferująca mocy błysku 1/128 i dwa razy droższa (nie mówiąc o kosztach sprowadzenia zza oceanu – w Polsce niedostępna oficjalnie). Niektóre cechy ułatwiają stosowanie lampy w domowym studio (krótki czas ładowania, sygnalizacja dźwiękowa) lub też jako lampy pomocniczej przy całkiem poważnych projektach. Niska cena sprawia, że możemy za niewielkie pieniądze zaopatrzyć się w kilka źródeł światła, co daje nam większą  nad nim kontrolę.

Jak więc brzmi odpowiedź na pytanie postawione w tytule ? Wygląda na to, że jesteśmy świadkami powstawania pewnych chińskich przedsiębiorstw reprezentujących zaawansowaną kulturę techniczną (i czerpiącą garściami z najlepszych wzorców :)), dbających o jakość wykonywanych produktów dopasowanych do potrzeb klientów. Wysoka jakość tej lampy nie wydaje mi się przypadkowym osiągnięciem. Stanowi raczej wynik pewnego postępującego procesu stopniowego ulepszania całej linii produktów (YN-460, YN-460II). Dla przykładu wyzwalacze radiowe RF-602, które posiadam to produkt równie udany i dobrze wykonany. Jeśli rozwój tej firmy dalej będzie wyglądał tak, jak do tej pory, z pewnością nie raz nas jeszcze pozytywnie zaskoczy.

Niedługo opublikuję następny wpis, w którym pokażę jak lampa sprawuje się w pracy.

4 thoughts on “Czy chińszczyzna to tandeta?

  1. Jakość chińskich produktów ewoluuje – podobnie jak to było z „japońszczyzną” w latach 70-tych ubiegłego już wieku. Z opowiadań starszych, a także sam jak przez mgłę nieco pamiętam, że właśnie wtedy produkty japońskie (chociaż w czasach głębokiej komuny trudno dostępne) były fatalnej jakości. Ot, takie jednorazówki. Skok jakościowy w Japonii dokonał się w drugiej połowie lat 80-tych. Jeszcze parę, góra – paręnaście lat, a wzory jakości będą stanowiły produkty chińskie. Zasada jest bardzo prosta: gospodarki rozwijające się najpierw konkurują ceną, następnie relacją jakości do ceny, aż w końcu – samą jakością. Moim zdaniem gospodarka Państwa Środka z impetem wchodzi teraz w etap drugi. Zatem – „Czy chińszczyzna to tandeta?”. W coraz większej ilości przypadków nie. Pod warunkiem, że przy zakupie zachowa się zdrowy rozsądek. Uważam, że można mieć bardzo przyzwoitą chińską alternatywę za połowę ceny markowego produktu, ale na pewno nie za 1/10 czy 1/20 ceny. Jeśli dodatkowo produkt jest kupowany u sprawdzonego sprzedawcy (a nie na bazarze czy targu), z sensownym okresem gwarancji – ryzyko zakupu bubla znacząco maleje.
    Wracając do lampy – wygląda, że jest to rzeczywiście przyzwoity sprzęt. Gdybym kiedyś miał decydować się na zakup drugiej czy kolejnych lamp – na pewno brałbym ją pod uwagę. Bo pierwsza w zestawie koniecznie musi być systemowa (chociaż wcale niekoniecznie sygnowana logiem twórcy systemu).

    I jeszcze uwaga – już nie towarzysze, dzisiaj to już towarzysze kapitaliści. 😉

    1. Yongnuo niedawno wypuściło całkiem sensowną alternatywę dla użytkowników systemu Canona – YN-565 EX – założona na sanki oferuje w zasadzie wszystkie funkcje lamp systemowych takich jak np. 580 EX (oprócz synchronizacji dla krótkich czasów – u Nikona to funkcja HSS, u Canona nie pamiętam). Co więcej lampa może pracować jako slave w bezprzewodowym systemie oświetlenia i co najlepsze, zarówno w systemie Canona jak i CLS Nikona. Kosztuje ok 680 PLN, więc mniej niż połowę ceny oryginału.

      1. Znalazłem w necie test lampy Yongnuo dedykowanej do systemu Canona: http://forys.net/test-yongnuo-yn565ex/
        Przyznam, że sprzęt robi wrażenie. Gdybym dzisiaj miał dokonać wyboru, to miałbym duuuuży dylemat. Ale w sumie to bardzo dobrze, że jest większy wybór i większa konkurencja, która dodatkowo powoduje spadek cen na rynku. Tym bardziej, że tak naprawdę liczy się to, co zarejestruje matryca, a nie logo na aparacie czy flashu albo kolor obiektywu tudzież złota barwa farby użytej do jego oznaczenia. 😉

        1. Stronę Forysia znam. Są tam również fajne testy wyzwalaczy radiowych. Lampa jest naprawdę bardzo fajna, gdyby nie ten brak synchronizacji dla krótkich czasów to byłaby super. Ale w końcu można to przeboleć, jak ktoś nie robi zdjęć przy bardzo silnym świetle, jasnymi obiektywami, z otwartą przysłoną.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *