Pali się!

Robiąc ostatnio zdjęcia zamarzniętych kwiatów pomyślałem, że może warto było by przymierzyć się do sfotografowania roślin potraktowanych innym żywiołem. Od razu pomyślałem o ogniu jako przeciwieństwie lodu. Jakiś czas zajęło mi przemyślenie tego, w jaki sposób mógłbym to sfotografować. Będąc w kwiaciarni moją uwagę przykuło piękne, fioletowe anturium. Pomyślałem, że stanowiło by fajny kontrast dla pomarańczowych i żółtych płomieni. Moim pierwotnym zamysłem było polanie kwiatu czymś łatwopalnym i zrobienie zdjęcia gdy kwiat będzie płonął. Patrząc jednak na tę piękną roślinę po prostu nie miałem serca potraktować jej w tak brutalny sposób. Postanowiłem, że płomienie stanowić będą jedynie tło dla sylwetki kwiatu. Pozostało mi zatem wypróbowanie sposobów na uzyskanie efektu, o który mi chodziło. Stanęło na tym, że do wytworzenia ognia o odpowiednich parametrach użyłem zwykłego, ręcznego spryskiwacza z regulowaną dyszą i denaturatu. Regulując szerokość strumienia mogłem jednocześnie zmieniać długość i szerokość płomienia. Za „zapalnik” posłużył mi gruby drut miedziany „oskubany” z izolacji, którego koniec owinąłem watą nasączoną denaturatem. Kwiat przymocowałem plastikowym zaciskiem do statywu oświetleniowego, drut z watą przymocowałem w taki sposób aby znajdował się po prawej i lekko z dołu patrząc od strony aparatu, a także był nieco z tyłu. Gdy podpaliłem nasączoną watę mogłem używać spryskiwacza, który dawał teraz całkiem sensowny płomień. Z początku miałem zamiar zatytułować wpis „Gdy w domu nudno cz. III”, ale zważywszy na „materię” zdjęć nie radzę nikomu tego robić w mieszkaniu 🙂

Wracając do tematu, kwiat oświetliłem za pomocą pojedynczego, reporterskiego softboxa 60×60 cm z lampą YN-560. Cienie lekko doświetliłem białą, trójkątną blendą. Cała sztuka polegała na takim dobraniu przysłony i czasu naświetlania aby zarejestrować płomienie w miarę efektowny sposób. Stanęło w końcu na ISO 100, F8 i 3 sekundach. Dało mi to wystarczająco dużo czasu aby użyć spryskiwacza nawet dwa lub trzy razy. Do przysłony dobrałem siłę błysku lampy, tutaj 1/4 mocy. Aparat wyzwalałem samowyzwalaczem, lampę wyzwalaczem RF-602, to wszystko jedną ręką trzymając blendę, drugą używając spryskiwacza, uważając aby płomień znalazł się w kadrze i blenda odbiła światło we właściwym kierunku. Po prostu masakra 😉
Zdjęcie otwierające wpis i poniżej wraz ze schematem oświetlenia.

 

 

 

 

 

 

 

Następne zdjęcie wykonałem używając nieco innego sposobu wytwarzania ognia. Miedziany drut owinąłem watą na długości ok 0,5 m, nasączyłem denaturatem i podpaliłem. W trakcie 4-sekundowej ekspozycji i przesunięciu płomienia przez całą szerokość kadru mogłem uzyskać w ten sposób efekt jakby ściany ognia. Tutaj zrezygnowałem już z blendy. I na koniec jeszcze dwa, trochę inne zdjęcia. Pierwsze przedstawiające płonącego sumaka wykonałem w podobny sposób jak poprzednie, z tą jednak różnicą, iż spaleniu uległa sama roślina. Przed wykonaniem zdjęcia spryskałem denaturatem owocostany, podpaliłem, a po wyzwoleniu migawki kilka razy spryskałem płonącą roślinę szerokim strumieniem ze spryskiwacza. Otrzymałem dość dynamiczne ujęcie kojarzące się z jakimś pożarem, poszczególne płomienie skumulowały się w czasie kilkusekundowego naświetlania tworząc ten efekt. Drugie zdjęcie wykonałem używając jedynie softboksa jako świecącego tła, zależało mi na zarejestrowaniu jedynie samej sylwetki kwiatu oraz jego struktury. Zdjęcie zamieniłem na czarno-białe w Raw Therapee posługując się mikserem kanałów aby uwypuklić strukturę kwiatu. Moc lampy obniżyłem do 1/16.

 

 

 

 

 

 

No, to chyba tyle na dzisiaj. Na koniec dodam, że anturium ma się dobrze i stanowi aktualnie ozdobę naszej kuchni, fantastycznie prezentując się w wazonie.

8 thoughts on “Pali się!

  1. Witaj, jestem pod wrażeniem!!!  Wszystkie są świetne. Tło jest bardziej szokujące na tych, które oświetlałeś za pomocą waty palącej się na drucie, ale te pierwsze mają piękne kolory.  Czy możesz zdradzić jakiego koloru w rzeczywistości był kwiat?

    1. Kwiat miał taki kolor jak na zdjęciach, za wyjątkiem tego ze ścianą ognia, tam mocno zwiększyłem nasycenie. Sam byłem w szoku jak wszedłem do kwiaciarni, nigdy wcześniej nie widziałem fioletowego anturium. No, ale hodowcy co roku czymś człowieka zaskakują 🙂

  2. ja też byłam zadziwona i myślalam, że to światło ognia tak zmieniło kolor anturium, te z drugiej „tury” są bardzo dynamiczne, ale wszystkie są piękne!

    1. Głównym źródłem światła dla kwiatu była lampa błyskowa, więc kolor oświetlenia był neutralny. Jedynie na pierwszym zdjęciu płomienie stworzyły kolorowe odblaski na kwiatku. To miłe, że komuś się podobają 🙂

  3. Wyczuwam w wykonanych fotografiach olbrzymią dawkę ciepła. 😉 Płomienie jako tło – w życiu bym na to nie wpadł. Bardzo podoba mi się zdjęcie czarno-białe. Wystąpił na nim ciekawy efekt – prześwietlenie (ale nie w sensie „przepalenie”) tej części słupka kwiatu, która znajduje się poza krawędzią liścia.

    1. Hmm, myślałem już o czymś takim. Wyobrażam to sobie stosując „wirtualny” ogień. taki jaki zrobiłem we wpisie „Nowe zabawki” lub choćby w jednym ze zdjęć w mojej galerii na Flickr Tak właśnie myślałem, aby skupić się na „płomieniach” w interakcji z ludzkim ciałem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *